Niedawno Rafał zamieścił na blogu linki do dwóch propozycji inicjatyw
miejskich http://umultowo.blogspot.com/2013/02/stowarzyszenia.html oraz http://umultowo.blogspot.com/2013/02/political-fiction.html Obie wymagają komentarza. Diametralnie
różnego.
Co do stowarzyszenia.
Osiedlowe stowarzyszenia są z
oczywistych powodów doskonała ideą – pomimo reformy samorządów pomocniczych i
nadania im (troszkę) większych uprawnień nadal znaczna część działalności
osiedli opiera się na osobistym zaangażowaniu mieszkańców. To pole do
działalności lokalnego stowarzyszenia: Raz, że stowarzyszenie utrzymywane pracą
społeczną jest forma prawną lepiej dostosowaną do pracy społeczników od rady samorządu
terytorialnego której istota opiera się na decyzjach kolegialnych i głosowaniach,
ale nie na wykonawstwie. Dwa, że stowarzyszenia (zwłaszcza mające osobowość
prawną) mają większe kompetencje legalnego i przejrzystego pozyskiwania środków
dodatkowych, zewnętrznych.
Osiedla małe, które – jak
Umultowo – nie połączyły się i nie zyskują na reformie samorządów w dalszym
ciągu wegetują na uboczu Poznania, dzięki swoim lokalnym stowarzyszeniom mogłyby
zaangażować więcej osób w lokalne działania oraz w nacisk na swoja radę
osiedlową. Demokracja bez instytucji społecznych i społecznej kontroli nie
działa. Roli tej nie spełni jednoosobowe Stowarzyszenie Miłośników Umultowa.
Co do partii.
Natomiast projekt powołania
partii miejskiej przez aktywnych młodych radnych miejskich jest poroniony ze
swej istoty. Nie warto się nawet rozwodzić nad oczywistym faktem, że polityków łączą
idee. Idea „chcemy dobrze dla naszego miasta” to za mało, w końcu każdy poseł
chce (choćby dla własnego interesu) przyjęcia dobrych rozwiązań dla Polski, ale
nie niweluje to głębokich podziałów w parlamencie. Takie same podziały muszą
wystąpić w trakcie tworzenia programu dla Poznania przez ludzi o całkowicie
różnych poglądach.
Ważniejsze, że autor komentarza w
„Wyborczej” pominął strukturalne uwarunkowania działalności politycznej:
konieczność współdziałania oraz możliwości współpracy jakie daje duża
organizacja posiadającej ośrodek kierowniczy, program i struktury lokalne.
Bez możliwości
Radni miasta nie stworzą
efektywnej partii, bo nie mogliby się nią zająć, nie mogli by jej rozwijać. Ich
możliwości finansowe nie wystarczają dla poświęcenia się polityce. Wszystkie
młode gwiazdy poznańskiej Rady Miasta, tak rzekomo sekowane i marginalizowane
przez swoich liderów są jednocześnie zatrudnione w biurach parlamentarnych i
europejskich. To w partyjnych lokalach spotykają się ze swoimi zwolennikami, to
we współpracy z parlamentarzystami i politykami z doświadczeniem rządowym
tworzą programy. Na organizowanych przez partie konferencjach wymieniają
doświadczenia, w partyjnym gronie omawiają zasady współpracy z radnymi sejmiku
województwa czy rady sąsiedniego powiatu.
Bez szans
Odmienną sprawą jest promocja.
Nie jest przypadkiem, że znacznie więcej Poznaniaków decyduje się wziąć udział
w wyborach parlamentarnych niż w wyborach samorządowych, trudno więc się dziwić,
że wykazujemy większe zainteresowanie słowami parlamentarzystów niż
samorządowców. Pomimo bliskości dla każdego z nas sprawy samorządowe nie budzą
takich emocji, a więc i zainteresowania, jak zagadnienia polityki krajowej czy
europejskiej. Program samorządowy przebija się do mediów i świadomości
mieszkańców najlepiej wtedy, gdy prezentuje go parlamentarzysta, i to dlatego posłowie
są gwiazdami spotkań otwartych i konferencji. I nie ma nic dziwnego w tym, że
to parlamentarzyści i ministrowie, a nie samorządowcy przyciągają sympatyków do
danej partii.
Pozbawieni wsparcia kolegów i
struktur partyjnych nawet najlepsi samorządowcy stracą swoją siłę przebicia. Po
prostu nie zauważymy ich postulatów, jak więc będziemy mieli zadecydować czy na
nie glosować czy też nie?
Bez dobrego wzorca
Oczywiście istnieje wyjątek: jest
nim ugrupowanie samorządowe aktualnie sprawujące władzę, czyli mające własnego
prezydenta miasta. Nie jest to poznańska specyfika – z sytuacją tą spotykamy
się w Trójmieście, Wrocławiu czy Szczecinie. Radni i sympatycy ugrupowania
prezydenckiego nie potrzebują posłów w roli gwiazd medialnych – panowie
Grobelny, Dutkiewicz albo Krystek swoim autorytetem i znaczeniem przyćmiewają
lokalnych parlamentarzystów, nie potrzebują biur poselskich ani lokali
partyjnych mając do dyspozycji urzędy komunalne. Stanowiska dyrektorów i
wiceprezydentów pozwalają popierającym prezydenta samorządowcom tworzyć
politykę metropolitarną za dobre pieniądze w warunkach bezpieczeństwa
zawodowego, a klub radnych jest jedynie dla polityki tej dodatkiem.
Przykład partii prezydenckiej
jako jedynej realnej, a tylko lokalnej siły politycznej pokazuje jednak
wynikające z niej zagrożenia –prezydent dla takiej „partii miejskiej” staje się
bożyszczem, a brak usytuowania w szerszych strukturach krajowych i Europejskich
powoduje, że brak jest jakiejkolwiek osoby która mogłaby mu powiedzieć „ogarnij
się, człowieku”. Partia miejska to nie jest dobre rozwiązania.
Bez racji bytu
To fatalna słabość naszych partii
politycznych skłania do tworzenia „księżycowych” pomysłów tworzenia partii
politycznej zajmującej się jedynie jednym miastem. Pomysł, aby wschodzące młode
gwiazdy poznańskiej polityki opuściły swoje ugrupowania i skoncentrowały się na
tworzeniu miejskiej efemerydy mógłby tylko te partie dalej osłabić. I ostatecznie
zepchnąć w niebyt także tych młodych polityków, którzy dziś dzięki
przynależności do partii politycznych stali się znani i rozpoznawalni.
Bez naszego udziału
Jest tylko jedna droga dla
realizacji idei stojącej za pomysłem „partii miejskiej” – wzmocnienie obecnie
działających w mieście partii politycznych. Jest tylko jedna droga – wsparcie najlepszych
i najlepiej zapowiadających się polityków, umożliwienie im zdobycia poparcia
dla promowanych pomysłów. Jest tylko jedna droga – wzmocnienie tych trendów w
polityce, których oczekujemy. Los poznańskich ugrupowań politycznych jest w
naszych rękach! Partie same, bez udziału poznaniaków sobie nie poradzą, bez
kontroli społecznej nie są zdolne do wewnętrznej reformy.
Najważniejsi politycy
wielkopolskiego PO, SLD czy PiS, rzekomo sekujący młode nadzieje lokalnej
polityki też wybrani zostali głosami poznaniaków, za naszą wolą i zgodą. Chcemy
zmiany? To poprzyjmy młodych liderów, chociażby nawet wspomnianych przez „Wyborczą”
Lewandowskiego z SLD, Mikułę i Wiśniewskiego z PO albo Szynkowskiego z PiS,
poprzyjmy proponowanych przez nich ludzi! Okazja się zbliża, wybory samorządowe
już na przełomie 2014 i 2015 roku. Chcemy? To możemy!
To, co dobrego w naszym mieście
mamy dzięki pracy naszych rodziców i naszej. To, co złego, jest naszą winą.
Paweł N. Strzelecki
Komentarze
Prześlij komentarz